Linię przekazu porównać można do rzeki. Najpierw pojawia się źródło, a potem do owego głównego strumienia przyłączają się mniejsze i w końcu koryto rzeki staje się coraz szersze. Od czasu do czasu pojawiają się boczne odgałęzienia – zdarza się, że znikają, innym razem łączą się znowu z głównym nurtem. W ten sam sposób od epoki Buddy Siakjamuniego, nieprzerwanie do czasów XVII Karmapy kształtuje się żywy przekaz wyzwalających nauk o umyśle.
Jedną z nazw, jakimi określa się linię Kagyu, jest Szkoła Czterech Strumieni, ponieważ obok innych ważnych przekazów, tworzą ją cztery podstawowe linie lub strumienie, pochodzące z czterech głównych kierunków świata. Składają się na nie główne praktyki, których naucza się w naszej szkole. To dzięki nim właśnie dzierżawcy naszej linii osiągnęli urzeczywistnienie. Są one istotne głównie dla praktyki jidama, w której pracujemy z kanałami energii. W biografiach mistrzów Kagyu często opisuje się wykonywane przez nich praktyki, a także to, kiedy i w jakich okolicznościach otrzymali przekazy, jak długo medytowali i jakie rezultaty osiągnęli. Dlatego chociaż na Zachodzie głównie praktykujemy Mahamudrę, dobrze jest wiedzieć, skąd się te nauki wzięły i jak do nas dotarły. Poza tym, kiedy mamy okazję otrzymania inicjacji na którąś z form buddów, znając systematykę tych przekazów, możemy daną inicjację do nich przyporządkować i w ten sposób rozwinąć lepsze zrozumienie jej znaczenia historycznego. Naszą linię przekazu zapoczątkował Budda Siakjamuni, gdy jednak spojrzymy na drzewo schronienia, na samej górze jako pierwotne źródło transmisji zobaczymy Dordże Czanga, czyli Dzierżącego Diament. Przedstawia on jednak historycznego Buddę, ponieważ zawsze, gdy przekazywał on najwyższe nauki Diamentowej Drogi, przyjmował tę piękną, niebieską formę z energii i światła.
Indie w okresie pomiędzy VI a XI wiekiem n.e. cechuje okres rozkwitu buddyzmu – jest to era mahasiddhów. W tym okresie powstały wielkie buddyjskie uniwersytety, istniało wiele królestw i dynastii, które wspierały rozwój dharmy. Mahasiddhowie to zarówno urzeczywistnieni jogini, jak też joginie. Żyli oni podobnie jak my dziś, wykonując różne zawody: byli artystami, rzemieślnikami, uprawiali ziemię. Ponieważ stali się dzierżawcami najwyższych nauk Buddy, wraz z nimi rozpoczęła się epoka odrodzenia buddyzmu Diamentowej Drogi. Tak więc, począwszy od Dordże Czanga, rozmaite przekazy rozprzestrzeniły się dzięki aktywności mahasiddhów w całych Indiach. I tak, na północy widzimy linię króla Indrabodhi prowadzącą przez Tanglopę i innych aż do Tilopy. Stamtąd przyszła do nas tantra Mahamai, która zawiera w sobie między innymi praktyki wewnętrznego żaru – tummo oraz poła. Na południu pierwszym dzierżawcą linii był Ratnamati. Poprzez Sarahę i kolejnych mistrzów i mistrzynie strumień tego przekazu dotarł również do Tilopy. Z tego kierunku pochodzi linia Korlo Demczoga, czyli Czakrasamwary, a także nauki o bardo. Z zachodu wywodzi się Dombipa, przedstawiany często jako jogin dosiadający tygrysa. Stąd wzięły się Tantra Hewadżry, po polsku Tantra O! – Diamentu, oraz wyjaśnienia na temat jogi snu. Na wschodzie przekaz utrzymywali m.in. Nagardżuna i Czandrakirti. Tam nauczana była Tantra Gujasamadży, obejmująca medytacje przejrzystego światła i ciała iluzorycznego. Tym, który połączył strumienie linii pochodzących z czterech kierunków świata, był Tilopa. Od imienia jego najważniejszego ucznia, Naropy, pochodzi nazwa zbioru metod pracy z umysłem poprzez jego naturę energii, bardzo ważnych dla tradycji Kagyu. Mowa tu o tzw. Sześciu Jogach Naropy. Składają się na nie medytacje tummo, ciała iluzorycznego, przejrzystego światła, joga snu, bardo i poła. Są one nadal praktykowane, ale tylko na odosobnieniu. Jedynym wyjątkiem jest szczególna forma poła, której się można nauczyć podczas kursu z Lamą Ole. Cała reszta wymaga odpowiednich warunków, czasami odpowiedniej diety, szczególnych ślubowań, itp. Znam ludzi, którzy wykonywali te medytacje podczas trzyletnich odosobnień we Francji. Większości z nich najbardziej podobała się praktyka tummo, jednak po zakończeniu odosobnienia musieli oddać teksty i nie mogli wykonywać jej w domu sami. W normalnym życiu nie jest to więc możliwe, jest również mało praktyczne, ponieważ wiąże się z obietnicą medytowania cztery razy dziennie przez kilka godzin.
Z tego powodu dużo bardziej interesuje nas inny przekaz, również będący częścią tradycji Kagyu. Jest nim linia Mahamudry, czyli Wielkiej Pieczęci, ponieważ pracujemy tu przede wszystkim z poglądem. Medytacje, które wówczas wykonujemy, są krótkie i możemy je praktykować w każdej chwili. Jednak bez względu na to, którą z dróg wybierzemy, zawsze musimy zacząć od Nyndro – Praktyk Podstawowych, które tworzą fundament naszej ścieżki. Źródłem linii Mahamudry jest także Dordże Czang. Przekazał on wskazówki Wielkiej Pieczęci Lodro Rinczenowi, inaczej zwanemu Ratnamati, który nie był człowiekiem, ale emanacją Buddy Mądrości, Mandziuśriego, przejawiającą się na poziomie sambogakaji – był wyrazem jego stanu radości. Wielu z naszych nauczycieli otrzymało nauki nie od ludzi, ale bezpośrednio od buddów, czy też form sambogakaji. Czasem trudno jest w to uwierzyć, jednak praktykując Diamentową Drogę musimy zrezygnować ze sztywnych poglądów. I nawet jeśli na początku nie jesteśmy sobie w stanie czegoś wyobrazić, wewnętrznie powinniśmy rozwinąć pewien rodzaj otwartości, zaufanie do własnej natury buddy, a w ostateczności przynajmniej spróbować.
Pierwszy przedsmak tego, czym jest Diamentowa Droga, poczułam w 1992 roku w Rumteku, gdzie wspólnie z grupą przyjaciół otrzymaliśmy Kagyu Nagdzo, czyli zbiór wszystkich przekazów naszej linii. Zostały one zebrane przez Dziamgona Kongtrula Lodro Taje, a nam inicjacji tych udzielił Dziamgon Kongtrul Rinpocze, który w tym samym roku zmarł. W tamtych czasach w Rumteku wszystko odbywało się po tybetańsku, nie otrzymywało się też żadnych dodatkowych wskazówek. W porównaniu do tego, do czego przyzwyczaili nas Lobpyn Tseczu Rinpocze, Lama Ole, czy Karmapa, inicjacje te były mniej zrozumiałe – nie mogliśmy liczyć na wyjaśnienia dotyczące poszczególnych buddów, kolorów, faz medytacji, itp. Nie wiedzieliśmy nawet, jakie przekazy dostajemy. Trwało to dwa, do trzech dni i chociaż nic z tego nie rozumieliśmy, czuliśmy, jak Rinpocze i inni jogini budują wokół pałac buddów, pełną mocy mandalę. W rezultacie dzięki tym inicjacjom i przekazom powstało bardzo silne pole energii. Każdego wieczora wyrażaliśmy także wiele życzeń. Szczególnie dobrze pamiętam Życzenia Samantabadry. Jest tam taki fragment, który opisuje, że przestrzeń jest wypełniona niezliczonymi atomami, a na każdym z nich siedzą tysiące buddów. Tym wszystkim nieprzebranym buddom dajemy to, co najpiękniejsze, co tylko możemy sobie wyobrazić, i cała przestrzeń wypełnia się podarunkami. W jakiś sposób całe to śpiewanie, powtarzanie, rytuały dały mi pewien przedsmak tego, czym jest Diamentowa Droga. Nie było to zrozumienie intelektualne, ale odczucie, że przestrzeń jest wypełniona buddami, że są obecni na każdym atomie, a każdy z nich otacza wspaniałe pole mocy. Oczywiście na początku cieszymy się, jeżeli uda nam się zobaczyć przynajmniej jednego buddę. Otwiera to nasz umysł i wzbogaca go. Jednak esencją najwyższych nauk jest doświadczenie tego, o czym mówi Lama Ole: „Każdy atom wibruje radością i jest utrzymywany w całości przez miłość”. To trochę tak, jak w przypadku małego dziecka, które budzi się w środku nocy, otwiera drzwi do wielkiej sali i widzi mnóstwo pięknie ubranych ludzi, wspaniałe światła; słyszy, jak gra cudowna muzyka. Kiedy praktykujemy Diamentową Drogę, rozwijamy takie spojrzenie na świat.
Wracając do linii przekazu Wielkiej Pieczęci, po Lodro Rinczenie nauki zostały przekazane innej emanacji, o imieniu Sukhanata. Następny był Saraha, później Nagardżuna, Szawaripa, Maitripa i wreszcie Tybetańczyk Marpa. Śledząc przebieg linii Mahamudry, a także przekaz z czterech kierunków świata, możemy zobaczyć, że wiele razy pojawia się w nich imię Sarahy. Jest on dla nas szczególnie interesujący, ponieważ był pierwszym, który zademonstrował nam żywą mądrość Mahamudry. Można więc powiedzieć, że Saraha jest takim dziadkiem wszystkich Kagyupów. Poza tym, jest on nieoddzielny od Karmapy – był jednym z jego wcześniejszych wcieleń. Niektórzy Karmapowie mawiali: „Czasem jestem Sarahą, a czasem Karmapą”. Marpa miał kiedyś ważny sen, w którym zobaczył Sarahę. Po przebudzeniu poczuł, że osiągnął prawdziwe urzeczywistnienie i oznajmił, że doświadczenie to było dla niego tym samym, co spotkanie wszystkich buddów oraz że odtąd nie będzie już niczego potrzebował. Saraha zawsze przedstawiany jest ze strzałą. Symbolizuje ona fakt, że jeśli będziemy w stanie wprowadzić wszystkie nasze energie do kanału centralnego, będziemy w stanie wystrzelić strzałę naszej świadomości i osiągnąć oświecenie. Saraha urodził się w okolicach Orysy w południowych Indiach, w jakieś trzysta lat po paranirwanie Buddy Siakjamuniego. Był synem bramina. Bramini są najwyższą kastą w Indiach, grupą kapłanów przestrzegającą wielu zasad. Ubierają się na biało, są zwykle grubi, bo jedzą tylko białe pokarmy – dużo mleka i cukru. Nie wolno im wstępować w związki z ludźmi z innych kast, a jeżeli padnie na nich choćby cień człowieka z najniższej kasty, muszą się rytualnie obmyć. Rodzina Sarahy miała pod sobą piętnaście tysięcy strzech. Saraha, który wtedy nazywał się jeszcze Rahula, miał trzech braci. Wszyscy czterej otrzymali pełne wykształcenie bramińskie, ale mimo to skłaniali się ku buddyjskiej tantrze. Kiedyś, gdy bracia poszli na spacer, nagle w lesie pojawiło się pięć dakiń, które utworzyły mandalę, co oznacza, że w ten sposób przekazały im one inicjację. Trzej bracia Rahuli otrzymali pełny przekaz, zamanifestowali urzeczywistnienie i zniknęli. Został tylko on sam, ponieważ wówczas nie był w stanie tego dokonać i zmartwił się trochę tym, że nie jest urzeczywistniony. Wtedy jednak przyszła inna dakini. Była to Czerwona Mądrość, Dordże Pamo. Podała mu czarę z alkoholem, którą wypił bez wahania, chociaż braminów obowiązuje ścisły zakaz spożywania alkoholu. Przy okazji dakini przekazała mu praktykę związaną z piciem alkoholu, która pozwalała na przekształcenie go w nektar. Dzięki tej praktyce Rahula osiągnął głębokie urzeczywistnienie.
Jednak przy okazji wszyscy dowiedzieli się, że pije. Zebrało się paru ludzi i zaczęli mu robić wyrzuty. On jednak odpowiedział: „Co wy pleciecie – to nie ja piłem, ale wy!” Gdy zaprzeczyli, moc medytacyjna Sarahy sprawiła, że wszyscy zwymiotowali alkoholem. Powiedział jeszcze: „Jeśli nie piłem alkoholu, ta wielka skała zacznie unosić się na wodzie”. Tak się też stało, skała pływała na powierzchni wody jak listek. Kiedy to po raz pierwszy usłyszałam, zastanawiałam się, dlaczego Saraha kłamał, później zrozumiałam jednak, że powiedział prawdę, jako że nie pił on alkoholu, lecz nektar. Tak czy owak, znudziło mu się być braminem i udał się do Nalandy. W tym czasie uczelnia ta przeżywała swój największy rozkwit. Przyjął tam ślubowania mnisie i mówi się, że wyświęcił go inny Rahula, ten sam, który był synem Buddy. Kiedy Saraha przebywał w Nalandzie, bardzo dogłębnie studiował, m.in. Trzy Kosze nauk mahajany oraz tantry i po pewnym czasie został opatem Nalandy. Później zjawił się tam Nagardżuna i otrzymał od Sarahy wszystkie przekazy, po czym ten ostatni udał się na dwunastoletnie odosobnienie medytacyjne. W stanie głębokiego wchłonięcia medytacyjnego podróżował po różnych miejscach i czasach. Zdarzało się, że był widziany w kilku miejscach równocześnie. W tym czasie udał się on też na południe Indii, gdzie spotkał interesującą dziewczynę, pochodzącą z kasty rzemieślników wytwarzających strzały. Porzucił więc mnisie ślubowania i zabrał się za praktykę jogi w zjednoczeniu. Ona była naprawdę szczególną, urzeczywistnioną joginią. Pewnego razu zamierzała przyrządzić rzodkiew w curry, o którą Saraha wcześniej poprosił. Poszła więc po bawole mleko, które było potrzebne do przyrządzenia potrawy, ale kiedy wróciła, Saraha siedział już w głębokim wchłonięciu medytacyjnym. Pozostał tak przez następne dwanaście lat. Kiedy wyszedł z medytacji, jego pierwsze słowa brzmiały: „Gdzie jest moja potrawa?” Wtedy jego partnerka zapytała: „Co z ciebie za jogin? Przez dwanaście lat spoczywasz w samadhi, a pierwszą rzeczą, o której myślisz po wyjsciu z medytacji jest rzodkiew? Nie porzuciłeś lgnięcia do jedzenia?” Saraha odrzekł: „Masz rację, wracam z powrotem do medytacji”. Ona odradziła mu to jednak: „Medytacja przez kolejne dwanaście lat nie ma sensu, lepiej zrób coś pożytecznego”. W ten sposób praktykowali razem i osiągnęli dobre rezultaty.
Pewnego dnia zjawili się bramini z sąsiedniej wioski i zaatakowali Sarahę, że poprzez utrzymywanie związku z kobietą złamał mnisie ślubowania. Wtedy wraz z partnerką połączyli się w zjednoczeniu i unieśli siedem metrów nad ziemię, dokonując przy okazji paru innych cudów. To ostatecznie przekonało wszystkich ludzi i przestali oni plotkować. Saraha jest także znany ze swoich pieśni urzeczywistnienia, spontanicznie wyrażających doświadczenie natury umysłu. Śpiewał dla królów i królowych, ale także przed zwykłymi ludźmi. Ułożył kilka tekstów Mahamudry, z których potem korzystali Karmapowie. Czasami demonstrował pogląd Wielkiej Pieczęci w dość drastyczny sposób. Istnieje na przykład taki cytat: „Jeżeli nawet pożądam jak świnia – co w tym jest złego?”. Świnia symbolizuje tu nierozróżnianie rzeczy na dobre lub złe, na „lubię” – „nie lubię”, ponieważ je wszystko, co ma przed nosem. Saraha nauczał wiele i powiedział, że będzie żył tysiąc osiemset albo pięć tysięcy lat po to, żeby nauczać Mahamudry, potem zaś przeniesie się ze swoim ciałem w stan radości i osiągnie pełne urzeczywistnienie. Na relatywnym poziomie absurdem jest prognozowanie tak wielu lat życia, jednak dzięki metodom przekształcania swojego systemu energetycznego możliwe jest, aby tak długo żyć. Gdy po mistrzowsku opanowuje się swoje ciało, wykracza się poza starość, chorobę i śmierć. Zgodnie z tym mówi się, że Sarahę można było spotkać aż do XIX wieku.
Uczniem Sarahy był Nagardżuna. Na drzewie schronienia przedstawia się go tuż pod Dordże Czangiem, nad Marpą. Nad głową ma parasol z węży, które kiedyś ułożyły się w ten sposób, żeby uchronić go przed deszczem i słońcem. Już historyczny Budda przepowiedział jego pojawienie się. Mówi się o nim nawet, że był drugim Buddą, ponieważ wykonał olbrzymią pracę i zbiory jego komentarzy są niezwykle ważne dla wszystkich buddystów. Wszystkie nasze szkoły filozoficzne bazują na jego tekstach. Napisał on między innymi zbiór wyjaśnień dotyczących prawdy relatywnej. Jego listy do przyjaciela zawierały w sobie nauki dla ludzi z różnych warstw społecznych – na przykład udzielił wskazówek królowi, jak powinien rządzić dla pożytku wszystkich istot. Inny zbiór nauk to przeróżne logiczne wywody. Nagardżuna dowiódł w nim tego, że zjawiska nie mają swojej własnej natury, udzielając w ten sposób rdzennych nauk Madjamaki. Trzeci zbiór to wyjaśnienia dotyczące natury buddy, zawierające także pochwały trzech oświeconych stanów i wiele wskazówek dotyczących fazy budowania i rozpuszczania w medytacji. Nagardżuna urodził się w czterysta lat po śmierci Buddy, w bogatej bramińskiej rodzinie na południu Indii. Kiedy przyszedł na świat, astrologowie stwierdzili, że dziecko jest nadzwyczaj inteligentne i wyjątkowe, ale nie pożyje długo. Jeżeli jednak jego rodzice nakarmią stu mnichów, chłopiec pożyje przynajmniej siedem lat. Oczywiście zrobili oni to i do siódmego roku życia dziecko rozwijało się dobrze. Wkrótce przed siódmymi urodzinami rodzice zaczęli myśleć o jego śmierci, a ponieważ bardzo go kochali i nie chcieli na to patrzeć, wysłali go więc na pielgrzymkę. Uznali, że powinien udać się do jakiegoś ważnego miejsca kultu i tam umrzeć. Gdy Nagardżuna dotarł do Nalandy, Saraha, który usłyszał, że chłopiec ma wkrótce rozstać się z życiem, przywołał go do siebie i przekazał mu przedłużającą życie medytację Buddy Nieograniczonego Życia, Tsepame. Nagardżuna urzeczywistnił tę praktykę i żył dość długo – sześćset lat. Został mnichem i w Nalandzie przeszedł całe studia buddyjskie. Miał też wizje, w których otrzymał nauki od Buddy Mądrości i Buddy Kochające Oczy. Osiągnął osiem urzeczywistnień, dzięki którym potrafił latać i udał się na wyspę, gdzie otrzymał wszystkie przekazy na praktykę Mahakali. Sposób, w jaki dziś medytujemy na Czarny Płaszcz, pochodzi właśnie od Nagardżuny. Oprócz tego wiele nauczał i dawał wiele Obietnic Bodhisattwy.
Kiedy Saraha był na dwunastoletnim odosobnieniu, przekazał Nagardżunie kierownictwo Nalandy. W tym czasie kraj nawiedził wielki głód i wielu ludzi zmarło, toteż Nagardżuna udał się na pewną wyspę i nauczył się tam alchemii. Za złoto, które wytworzył, kupował jedzenie. Jednak to wciąż nie wystarczało i nadal panował głód. Kiedy Saraha powrócił, zobaczył, że jego kraj opustoszał. Zapytał Nagardżunę, dlaczego go nie przywołał. Ten odpowiedział, że nie chciał przeszkadzać swojemu mistrzowi w medytacji. Saraha oznajmił, że świadczy to o niedostatecznie głębokim współczuciu. Żeby temu zaradzić, Nagardżuna miał wybudować sto osiem klasztorów, sto osiem świątyń i dziesięć tysięcy stup. Ale jak sprostać temu zadaniu? Zaczął więc wykonywać specjalną praktykę na aspekt buddy o imieniu Kurukulla. Dzięki niej przywołał dwóch najpotężniejszych królów Nagów i ich córki w ludzkiej formie. Udzielił im nauk i poprosił o pomoc w zdobyciu drzewa sandałowego, którego potrzebował do zbudowania posągu Wyzwolicielki. Córki Nagów zgodziły się, ale wcześniej Nagardżuna miał udać się do ich świata, żeby dać im nauki. Mówi się, że przebywał tam od dwunastu do dwudziestu pięciu lat. Nauczał ich, ale z drugiej strony sam wiele od nich się dowiedział, ponieważ Nagowie zachowali wskazówki historycznego Buddy, które nie były dostępne w świecie ludzi. Dzięki temu Nagardżuna przekazał nam długą wersję Pradżniaparamity. Większość z nas zna esencjonalną odmianę tego tekstu, bardzo krótka jego wersja jest poza tym zawarta w medytacji VIII Karmapy. Nagardżuna i jego nauczyciel, Saraha, byli głównymi dzierżawcami linii Mahamudry. Po nich pojawili się Marpa, Milarepa, Gampopa, I Karmapa Dysum Czienpa i kolejni dzierżawcy aż po dziś dzień.
Tilopa znajduje się na drzewie schronienia bezpośrednio pod Dordże Czangiem. Przedstawiany jest zazwyczaj z rybą, ponieważ w czasie, gdy poznał go jego najważniejszy uczeń, Naropa, żywił się on rybimi wnętrznościami. Jak już wspominałam, Tilopa zgromadził cztery strumienie nauk dotyczących pracy z energiami. Żył on w latach 988 – 1089 n.e. Imię Tilopa oznacza kogoś, kto wytwarza pastę z sezamu. Ziarenko sezamu bierze się często za przykład natury buddy. Jest ona w nas zawarta tak, jak olej zawarty jest w nasionku sezamu. Nie wypłynie on sam, dopóki go nie wyciśniemy. Jest nieoddzielny od ziarna, trzeba go z niego tylko wydobyć. Tilopa urodził się we wschodnim Bengalu, również w rodzinie braminów. Rodzice składali wiele ofiar, aż urodził im się szczególny syn. Ponieważ rodzina Tilopy nie była bardzo bogata, już jako dziecko musiał on pracować. Doglądał krów, ale w tym samym czasie czytał też buddyjskie teksty. Pewnego dnia na pastwisku pojawiła się stara dakini. Spytała Tilopę o jego rodzinę. Opowiedział jej o swoich rodzicach, ona jednak oświadczyła, że jego prawdziwym ojcem jest Budda Najwyższej Radości, Korlo Demczog, a matką Czerwona Mądrość, Dordże Pamo. Dakini poradziła mu, że powinien wykorzystać swój czas na poszukiwanie swojej prawdziwej natury. Po tym spotkaniu Tilopa udał się do klasztoru, gdzie pilnie się uczył i rozwijał zrozumienie dharmy. Owa dakini została jego mistrzynią na całe życie. Była ona także zaangażowana w spotkanie Tilopy z jego głównym uczniem Naropą. Czasami mówi się o niej, że była siostrą Tilopy, a czasem, że jego kochanką. Lama Ole twierdzi, że najprawdopodobniej była jedną i drugą… W każdym razie, gdy pewnego dnia Tilopa zgłębiał tekst Pradżniaparamity, znowu pojawiła się przed nim, ukazując mu całą mandalę Korlo Demczoga, dzięki czemu urzeczywistnił on również studiowany właśnie tekst.
W tym czasie Tilopa był już uznanym nauczycielem i miał w związku z tym dużo zajęć. Ona natomiast powiedziała mu, że jednak powinien zająć się czymś innym. Odpowiedział jej, że jest zbyt zajęty i nie może opuścić klasztoru, gdzie ma dużo zobowiązań. Dakini udzieliła mu zatem wskazówki, żeby zachowywał się jak szaleniec. Tilopa poszedł za jej radą – wszedł na dach, rozebrał się i wrzucił teksty do wody. Ludzie doszli do wniosku, że nie będzie już z niego większego pożytku. Odtąd był wolny i miał dużo czasu. Zaczął podróżować, pobierając nauki od czterech mistrzów z czterech kierunków świata i w ten sposób posiadł wszystkie jogi. Miał też nauczyciela Mahamudry i wszystkich klas tantr. Wielu z jego guru nie było ludźmi, często otrzymywał on bezpośredni przekaz od różnych aspektów Buddy. Ponieważ te źrodła były dla niektórych osób dość dziwne i niewiarygodne, Tilopa udał się do Nagardżuny, żeby otrzymać te przekazy również od kogoś, kto jest człowiekiem.
Pewnego razu, kiedy podróżował w okolicach Nalandy, został obwołany królem tej okolicy. Gdy później muzułmanie próbowali przejąć to miejsce, Tilopa przy pomocy swoich magicznych mocy zamienił trawy i drzewa w żołnierzy. Persowie zobaczyli wielką ilość wojska i zarządzili odwrót. Po jakimś czasie jednak królowanie znudziło mu się, rozpoczął życie wędrownego jogina i został służącym prostytutki. W ciągu dnia mył stopy jej klientów, rozpalał ognisko, gotował jedzenie, w nocy zaś medytował. Którejś nocy pojawił się spóźniony klient i kiedy wychodził, zobaczył dziwne światło w domku Tilopy. Gdy poszli tam z dziewczyną, zobaczyli, że to Tilopa tak świeci, i w ten sposób zostali jego uczniami…
Chciałabym zachęcić was wszystkich do czytania biografii mistrzów naszej linii przekazu, zwłaszcza kiedy robicie pokłony, ponieważ nadaje to większe znaczenie naszej praktyce.
Opracowanie: Piotr Walczak